Historie pacjentów

Głos pacjentów

Historie pacjentów, które dodają odwagi 💙

Choroba serca zmienia wszystko. To codzienny lęk przed kolejnym uderzeniem serca, niepewność przed snem i pytanie, czy jutro obudzimy się w zdrowiu. Ale to także chwile siły, małe zwycięstwa i nadzieja, która rośnie, gdy wiemy, że nie jesteśmy sami.

Każdy pacjent nosi w sobie opowieść: o bólu, o strachu, o walce, ale też o tym, jak mimo choroby można odnaleźć w życiu sens i radość. To właśnie te historie budują wspólnotę – bo w nich odnajdujemy własne doświadczenia i w nich odkrywamy, że nie jesteśmy osamotnieni.

Tutaj oddajemy głos pacjentom. Prawdziwe słowa, bez filtrów. Słowa, które dodają siły innym. Przeczytaj i poczuj, jak wiele łączy wszystkich, których serca biją w rytmie niepewności i nadziei.

historie pacjentów

Historie pacjentów

„Za każdym wynikiem EKG stoi człowiek.”

Z lękiem i nadzieją. Z pytaniami bez odpowiedzi. Z odwagą, która rodzi się z doświadczenia. Twoja historia może komuś dodać siły.

Za każdym pomiarem, każdą receptą i każdym zabiegiem jest czyjeś życie: noce bez snu, telefony na SOR, radość po dobrym wyniku, rozczarowanie po gorszym. Gdy mówisz „to tylko arytmia”, pamiętaj, że dla kogoś to cały świat. 💙

Wsparcie od pacjentów dla pacjentów

Najlepiej rozumie ten, kto był po tej stronie. Twoje słowa mogą stać się czyjąś latarnią.

Bezpiecznie i z szacunkiem

Moderujemy treści, chronimy prywatność, zachęcamy do pseudonimów. Liczy się treść, nie nazwisko.

Realne wskazówki

Od „jak radzę sobie z kołataniem” po „co powiedzieć bliskim”. Konkretne, sprawdzone, ludzkie.

  • moderacja treści
  • pseudonim dozwolony
  • szacunek i empatia
  • bez reklam

💔 Życie z chorobą serca – codzienność pełna emocji

Dla pacjenta każdy dzień to nowa niepewność. To, co dla innych jest rutyną, dla niego staje się wyzwaniem. Serce bije inaczej – i inaczej wygląda cały świat.

Choroba serca nie jest widoczna na pierwszy rzut oka. Nie zobaczysz jej na twarzy pacjenta, nie odczujesz w uścisku dłoni. A jednak towarzyszy mu nieustannie – jak cień, który pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie.

To życie w rytmie lęku i nadziei. Radość z prostych chwil – spokojnego oddechu, zwykłego spaceru, śmiechu dziecka – miesza się z niepokojem: czy serce dziś wytrzyma, czy kolejny ból w klatce piersiowej nie okaże się początkiem tragedii.

„Choroba serca to codzienna walka z niewidzialnym przeciwnikiem. Ale też lekcja, że każda chwila ma ogromną wartość.”

Codzienność pacjenta to także dziesiątki badań, wizyty u specjalistów, ukłucia igieł, kolejne wyniki do analizy. To także chwile bezradności, gdy słyszysz: „to tylko nerwica”, a serce bije jak oszalałe.

A jednak w tej trudnej codzienności jest coś niezwykłego – niezwykła siła. Pacjenci uczą się żyć tu i teraz, doceniać drobiazgi, których zdrowi nie zauważają. Dla nich każdy spokojny dzień jest zwycięstwem. Każda spokojna noc – darem.

historie pacjentów,choroba serca,życie pacjentów z chorobami serca,jak żyć z chorobą serca

Podziel się swoją historią

Twoje doświadczenie może komuś uratować dzień, a czasem i życie. Opowiedz, jak wygląda Twoja droga z chorobą serca — co pomogło, co było najtrudniejsze i czego życzył(a)byś wtedy usłyszeć. Poniżej znajdziesz formularz.

Jak napisać historię?

  • Krótko o sobie (pseudonim mile widziany).
  • Co się działo? Objawy, diagnoza, leczenie.
  • Co pomogło — ludzie, nawyki, rehabilitacja, słowa.
  • Rada dla innych pacjentów i ich bliskich.

Bezpieczeństwo i prywatność

E-mail służy wyłącznie do kontaktu redakcji — nie publikujemy go. Każda historia trafia najpierw do moderacji (język, wrażliwe dane, zgoda). Możesz użyć pseudonimu.

Przejdź do formularza

Masz pytanie? Napisz do nas — chętnie pomożemy w redakcji tekstu.

Wskazówka: 1–3 akapity w zupełności wystarczą. Możesz też dodać pseudonim.

Historie pacjentów

Kliknij, aby rozwinąć. Na końcu każdej historii znajdziesz przycisk „Zwiń”.

Po prostu zycie

Po prostu zycie

Kasia • 40 lat

Mój wiek dorastania w wieku szkolnym piątej klasy podstawowej wyglądał tak że często mój problem polegał na tym że nie mogłam wystać dłużej jak 10 min w pozycji pionowej nawet w kościele,nagle występowały zawroty głowy,uczucie odcinania mnie i utrata przytomności ,a że straciłam przytomność stwierdzona nam epilepsję ,tylko po utracie przytomności występował ból w klatce piersiowej na który nigdy nie…

Pokaż całość

Po prostu zycie

Kasia • 40 lat

Mój wiek dorastania w wieku szkolnym piątej klasy podstawowej wyglądał tak że często mój problem polegał na tym że nie mogłam wystać dłużej jak 10 min w pozycji pionowej nawet w kościele,nagle występowały zawroty głowy,uczucie odcinania mnie i utrata przytomności ,a że straciłam przytomność stwierdzona nam epilepsję ,tylko po utracie przytomności występował ból w klatce piersiowej na który nigdy nie została zwrócona uwaga! Mój problem był od dzieciństwa,ciągle mdlałam w kościele bo wstyd było że ktoś starszy stoi a ja siedzę w kościele a kończyło się że ustępował miejsca a ja lądowałam na świeżym powietrzu przy kościele! To trwało 26 lat dopóki,śmierć taty,odejście męża ,zmiana pracy , wszystko było tłumaczone stresem,aż 1 marca 2023 miałam ablację na częstoskurcz napadowy że względu na to że w ciągu roku lądowałam w szpitalu po 7 razy,cały personel już był ze mną oswojony bo to dalej ja,po ablacji za pół roku złapałam infekcje covid ,pierwszy tydzień w łóżku a dwa kolejne miesiące ledwo co funkcjonowałam ,zawroty głowy,serce wariowalo,kolejny zabieg sn sparing w Warszawie w 2024roku to po nim rehabilitacja na oddziale rehabilitacji 3 tygodnie po połowie roku wróciłam do pracy,nie minął miesiąc kolejna infekcja covid i i z powrotem problem z sercem,tętno 190 i spadki do 40 ,męczyłam się z tym dwa miesiące kolejne chodząc do pracy,nie mogąc ustać bo mi się słabo robiło,odcinało mnie,życie w leku i stresie czy nie zemdleje,rodzina wmówiła że to nerwy , problem z nerwami tylko nie umieli zrozumieć że mnie serce męczyło,jak miałam wstać z łóżka kręciło mi się w głowie musiałam przetrzymać się czegoś po jakimś czasie trochę ustępowało i szłam dalej , niestety był kolejny zabieg ablacji , przedwczesna depolaryzacja przedsionków i całkowita kardioneuriablacja obecnie jestem pół roku po zabiegu jestem zadowolona bo podstawowe czynności typu gotowanie,czy sprzątanie sprawiały mi kłopot i utrudniały funkcjonowanie w chwili obecnej tego nie ma ,norklanie funkcjonuje,ale uważam że podstawą w tym wszystkim mieć kogoś na kogoś na kogoś można liczyć,odrobina wsparcia ,troski ,ja tego nie miałam.,sama stawałam na nogi sama czasem z płaczem ale uważam że to wszystko musiało się coś wydarzyć żeby móc przejrzeć na oczy , niestety trudne a prawdziweZwiń ▲
Wojownik z sercem

Wojownik z sercem

Mężczyzna - lat 42 • 42 lat

✨ Kilka słów o mnie ✨ Mam 42 lata. Pomimo dziwnej nazwy profilu, jestem zwykłym człowiekiem po wielu niezwykłych walkach. Czasami myślę, że zostałem stworzony po to, by być wojownikiem – takim, który musi nauczyć się upadać, żeby docenić to, co w życiu najcenniejsze. 👶 DzieciństwoOd 18. miesiąca życia aż przez 14 lat moje dzieciństwo było wypełnione szpitalami i krótkimi…

Pokaż całość

Wojownik z sercem

Mężczyzna - lat 42 • 42 lat

Kilka słów o mnie

Mam 42 lata. Pomimo dziwnej nazwy profilu, jestem zwykłym człowiekiem po wielu niezwykłych walkach. Czasami myślę, że zostałem stworzony po to, by być wojownikiem – takim, który musi nauczyć się upadać, żeby docenić to, co w życiu najcenniejsze.

👶 Dzieciństwo
Od 18. miesiąca życia aż przez 14 lat moje dzieciństwo było wypełnione szpitalami i krótkimi powrotami do domu. Wady wrodzone nóg i prawej ręki sprawiły, że moją codziennością był strach, ból i tęsknota za rodzicami oraz bratem. To były czasy, gdy rodzice zostawiali dzieci w szpitalu i mogli je zobaczyć dopiero przy wypisie. Ja w tym czasie walczyłem – o to, by kiedyś móc po prostu chodzić.

Rodziców i brata miałem cudownych. Niestety, dziś są już po drugiej stronie. Rodzice odeszli, a mój starszy brat zginął tragicznie 25 lat temu. Po jego śmierci w moim życiu zapanował mrok, a traumy dzieciństwa – niewypowiedziane i nieprzepracowane – zaczęły powracać w postaci zaburzeń lękowych i depresyjnych.

💔 Arytmia i nowa walka
W lutym tego roku moje życie znów się zatrzęsło – pojawiła się arytmia komorowa. Do tego czasu lęki były pod kontrolą, mogłem robić to, co kochałem. Pierwszy atak przyszedł nagle, podczas jazdy samochodem. Błogie uczucie, dwa potężne uderzenia serca, potem długa cisza… i nagle szaleńczy rytm. Zdążyłem tylko zjechać na pobocze. Tętno skakało od 60 do 170, aż unosiło klatkę piersiową. Zadzwoniłem na 112, ale nie miałem siły wypowiedzieć kilku słów.

EKG nic nie wykazało. Dopiero Holter 24h potwierdził moje obawy – arytmia komorowa. Z jednej strony poczułem ulgę, że wreszcie ktoś mnie potraktował poważnie. Z drugiej – ta diagnoza psychicznie mnie wykończyła.

😔 Codzienność z lękiem
Kiedy nocą budzi mnie strach, arytmie nasilają się. Ciśnienie skacze, biorę Afobam, siadam przy łóżku mojej 9-letniej córeczki i błagam w sercu Boga, by pozwolił mi jeszcze żyć. Czasami płaczę – jak dziecko – cicho, byle tylko jej nie obudzić.

Bywały myśli rezygnacyjne, że już nie dam rady. Ale wtedy patrzę na moją córkę. A miłość rodzica do dziecka jest silniejsza niż najgorszy lęk.

🤝 Wsparcie
Czasem mam wrażenie, że za dużo marudzę. Ale amputacja stopy nie złamała mnie tak bardzo, jak zrobiła to arytmia. To choroba, która uderza nie tylko w serce, ale i w psychikę.

Na szczęście są miejsca, gdzie można znaleźć empatię i wyrozumiałość. Grupy wsparcia pokazują, że najtrudniejsza walka to ta, którą toczymy sami ze sobą – ale że nie musimy jej toczyć w samotności.


💙 Jeśli czytasz to i też zmagasz się z chorobą – pamiętaj: nie jesteś sam.

Zwiń ▲
Moje doświadczenia z zabiegami ablacji – życie z arytmią

Moje doświadczenia z zabiegami ablacji – życie z arytmią

Marcin

Cześć wszystkim, Chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem związanym z zabiegami ablacji serca. Tak, zabiegami, ponieważ jestem już po 10 ablacjach, każda z nich była wykonywana z powodu innego rodzaju arytmii. Wiem, że wiele osób na forum ma obawy przed takim zabiegiem lub zastanawia się, czy jest sens poddawać się kolejnej ablacji, jeśli problem wraca. Mam nadzieję, że moja historia pomoże…

Pokaż całość

Moje doświadczenia z zabiegami ablacji – życie z arytmią

Marcin

Cześć wszystkim,
Chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem związanym z zabiegami ablacji serca. Tak, zabiegami, ponieważ jestem już po 10 ablacjach, każda z nich była wykonywana z powodu innego rodzaju arytmii. Wiem, że wiele osób na forum ma obawy przed takim zabiegiem lub zastanawia się, czy jest sens poddawać się kolejnej ablacji, jeśli problem wraca. Mam nadzieję, że moja historia pomoże Wam spojrzeć na to z innej perspektywy.
Moja droga z arytmią

Arytmia towarzyszy mi już od ponad 20 lat. Na początku były to sporadyczne epizody, które dało się kontrolować lekami. Z czasem jednak różne typy arytmii zaczęły coraz bardziej uprzykrzać mi życie – od migotania przedsionków, przez tachykardie, aż po mniej powszechne zaburzenia rytmu serca. Każda nowa diagnoza wiązała się z nowym wyzwaniem, ale też nadzieją, że uda się to skutecznie opanować.

Pierwszą ablację przeszedłem z dużymi obawami, ale też determinacją. Lekarze tłumaczyli, że to metoda pozwalająca na trwałe “wyłączenie” źródła nieprawidłowych impulsów w sercu. I rzeczywiście, zabieg się udał. Problem został rozwiązany – ale niestety po jakimś czasie pojawiła się kolejna arytmia. Tak rozpoczął się mój “cykl” ablacji.
Jak wyglądały kolejne zabiegi?

Każda ablacja była nieco inna, bo każda dotyczyła innego typu arytmii i innego miejsca w sercu. Zabiegi przeprowadzano w znieczuleniu miejscowym, czasem wspomaganym środkami uspokajającymi. Proces, choć stresujący, stał się dla mnie z czasem bardziej “znajomy”. Czasem ablacja była wykonywana po wcześniejszych badaniach (np. badaniu elektrofizjologicznym), a innym razem w sytuacji bardziej pilnej.

Za każdym razem powrót do zdrowia wyglądał podobnie – kilka dni odpoczynku, ograniczenie wysiłku fizycznego, a potem stopniowy powrót do normalnych aktywności. Zauważyłem, że organizm po kolejnych zabiegach wymagał trochę dłuższego czasu na regenerację, ale wciąż efekty były tego warte.
Czy warto podjąć kolejne próby?

Z perspektywy czasu wiem, że każda ablacja była dla mnie krokiem naprzód. Dzięki tym zabiegom mogę prowadzić normalne życie, pracować, realizować swoje pasje. Oczywiście zdarzały się trudniejsze momenty, zwątpienia, a nawet frustracja, kiedy po udanym zabiegu pojawiała się nowa arytmia. Jednak rozmowy z lekarzami i wsparcie bliskich pomagały mi podejmować decyzję, by działać dalej.

Każdy przypadek jest inny, ale warto pamiętać, że:

Arytmia to bardzo złożona choroba – jedno rozwiązanie nie zawsze eliminuje wszystkie jej aspekty.
Każdy kolejny zabieg był dla mnie szansą na poprawę jakości życia i lepsze funkcjonowanie.
Współpraca z dobrym zespołem kardiologów to klucz – ich doświadczenie i podejście dawały mi poczucie bezpieczeństwa.

Co chciałbym przekazać innym?

Jeśli ktoś z Was stoi przed decyzją o ablacji lub obawia się kolejnego zabiegu – zrozumcie, że to proces. Nie zawsze uda się za pierwszym razem, ale każda próba to krok w stronę lepszego życia. W moim przypadku zabiegi pozwoliły opanować kolejne problemy i dały mi siłę, by iść dalej.

Jeśli macie pytania lub sami macie podobne doświadczenia – piszcie śmiało. Wspierajmy się nawzajem, bo nikt lepiej nie zrozumie osoby z arytmią niż ktoś, kto sam przez to przeszedł.

Zwiń ▲
Moje życie z arytmią

Moje życie z arytmią

Ania

Moja historia życia z arytmią to opowieść o zmaganiach, wytrwałości i nadziei. Choroba ta zmieniła moje życie na wielu poziomach – fizycznym, emocjonalnym i społecznym. To także historia długiego leczenia, które ostatecznie pozwoliło mi odzyskać kontrolę nad codziennością.Pierwsze objawy – zlekceważone sygnałyNa początku moje objawy wydawały się nieszkodliwe – sporadyczne kołatania serca, uczucie zmęczenia, zawroty głowy. Były jednak coraz częstsze…

Pokaż całość

Moje życie z arytmią

Ania

Moja historia życia z arytmią to opowieść o zmaganiach, wytrwałości i nadziei. Choroba ta zmieniła moje życie na wielu poziomach – fizycznym, emocjonalnym i społecznym. To także historia długiego leczenia, które ostatecznie pozwoliło mi odzyskać kontrolę nad codziennością.
Pierwsze objawy – zlekceważone sygnały
Na początku moje objawy wydawały się nieszkodliwe – sporadyczne kołatania serca, uczucie zmęczenia, zawroty głowy. Były jednak coraz częstsze i bardziej uciążliwe. Gdy w końcu zebrałam się na odwagę, by udać się do lekarza, zamiast zrozumienia usłyszałam, że „to tylko nerwica” i „wszystko jest w mojej głowie”. Lekarz nie chciał słuchać moich obaw ani tego, co czuję. Bagatelizował moje objawy i próbował przekonać mnie, że ich przyczyną jest stres.
Na początku próbowałam mu zaufać. Myślałam, że może faktycznie mam za dużo obowiązków i potrzebuję odpoczynku. Ale gdy objawy zaczęły się nasilać – pojawiły się nagłe epizody duszności i uczucie, jakby serce „waliło” w mojej klatce piersiowej – wiedziałam, że coś jest poważnie nie tak.
Droga do diagnozy
Po miesiącach ignorowania objawów przez pierwszego lekarza postanowiłam szukać pomocy gdzie indziej. Trafiłam na kardiologa, który w końcu potraktował mnie poważnie. Zlecił badania, w tym holter EKG, który pokazał to, czego się obawiałam – moje serce nie biło tak, jak powinno. Diagnoza: arytmia serca inaczej nazywane zaburzeniami rytmu serca.
Czułam mieszankę ulgi i gniewu. Ulgi, bo w końcu wiedziałam, co mi dolega, i gniewu, bo musiałam tak długo walczyć, by ktoś uwierzył w moje objawy. Zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby pierwszy lekarz wysłuchał mnie i zareagował odpowiednio.
Leczenie farmakologiczne – nadzieje i rozczarowania
Pierwszym krokiem w leczeniu były leki. Początkowo wydawało się, że to pomoże. Dawkowano je starannie, a ja byłam pełna nadziei, że wszystko się unormuje. Niestety, arytmia powracała. Czasem były to nagłe ataki, czasem dni, kiedy czułam się, jakby moje serce w ogóle nie mogło znaleźć odpowiedniego rytmu.
Przez kolejne lata lekarze próbowali różnych kombinacji leków. Efekty były różne – czasem chwilowa poprawa, czasem skutki uboczne, które sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej. Ostatecznie usłyszałam, że leki mogą nie wystarczyć i powinnam rozważyć zabieg ablacji serca.
Strach przed zabiegiem i szukanie informacji
Gdy usłyszałam o ablacji, mój pierwszy odruch to był strach. „Zabieg na sercu? To brzmi poważnie. A co, jeśli coś pójdzie nie tak?” – te myśli towarzyszyły mi przez długie tygodnie. Właściwie bałam się wszystkiego: samego zabiegu, bólu, ryzyka powikłań, a nawet tego, czy rzeczywiście będzie skuteczny. Z jednej strony chciałam znaleźć ulgę, z drugiej – nie mogłam przestać myśleć o najgorszych scenariuszach.
Zaczęłam szukać informacji w Internecie. Czytałam wszystko, co mogłam znaleźć o ablacji: jak przebiega, jakie są szanse na powodzenie, jakie mogą być skutki uboczne. Trafiałam na fora pacjentów, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami. Te historie – zarówno pozytywne, jak i te mniej optymistyczne – pomagały mi lepiej zrozumieć, co mnie czeka. Z jednej strony uspokajały mnie opowieści osób, które po zabiegu wróciły do normalnego życia, z drugiej strony przerażały opisy powikłań, choć były one rzadkie.
Szukanie informacji było dla mnie formą przygotowania. Dzięki temu, gdy rozmawiałam z lekarzem, mogłam zadać konkretne pytania i lepiej zrozumieć, jakie mam opcje.
Zabieg – nowy rozdział
Mimo strachu zdecydowałam się na ablację. Zabieg odbył się w warunkach szpitalnych, pod znieczuleniem miejscowym. Pamiętam, że na sali operacyjnej byłam pełna napięcia, ale personel medyczny robił wszystko, by mnie uspokoić. Byłam świadoma tego, co się dzieje, ale ból był minimalny, a lekarz na bieżąco tłumaczył, co robi.
Po zabiegu potrzebowałam czasu na rekonwalescencję, ale z każdym dniem czułam się lepiej. Moje serce zaczęło bić spokojniej, a ja mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą – dosłownie i w przenośni.
Nowe życie z arytmią
Zabieg nie oznaczał, że arytmia całkowicie zniknęła – nadal muszę regularnie kontrolować swoje zdrowie, przyjmować niektóre leki i dbać o styl życia. Jednak to, co się zmieniło, to moje samopoczucie i komfort życia. Nie boję się już każdego dnia, nie czekam na kolejne ataki. Mogę planować, podróżować, cieszyć się chwilami z bliskimi.
Moje przesłanie
Moja historia pokazuje, jak ważne jest, by nie ignorować własnych odczuć. Jeśli lekarz nie słucha Twoich obaw, szukaj innego. Jeśli ktoś wmawia Ci, że wszystko jest w Twojej głowie, walcz o siebie. Twoje zdrowie jest najważniejsze, a Ty zasługujesz na to, by być wysłuchanym i odpowiednio zdiagnozowanym.
Arytmia to wyzwanie, ale z odpowiednim leczeniem i wsparciem można z nią żyć. Pamiętaj, że nigdy nie jesteś z tym sama – są ludzie, którzy Cię rozumieją i chcą pomóc. Zaufaj sobie, walcz o swoje zdrowie i nigdy nie pozwól nikomu bagatelizować Twoich obaw.

Zwiń ▲
Monika

Monika

Od dziecka miewałam epizody kołatania serca, które raz, jedyny raz, zostały zdiagnozowane jako nerwica. Nie pamiętam, żebym miała wtedy robione EKG czy Holtera. Po prostu – „nerwica i już”. W większości przypadków ataki ustępowały same, a z czasem nauczyłam się je przerywać, stosując odpowiednie oddychanie. Dopiero wiele lat później dowiedziałam się, że to była metoda Valsalvy. W wieku 32 lat…

Pokaż całość

Monika

Od dziecka miewałam epizody kołatania serca, które raz, jedyny raz, zostały zdiagnozowane jako nerwica. Nie pamiętam, żebym miała wtedy robione EKG czy Holtera. Po prostu – „nerwica i już”. W większości przypadków ataki ustępowały same, a z czasem nauczyłam się je przerywać, stosując odpowiednie oddychanie. Dopiero wiele lat później dowiedziałam się, że to była metoda Valsalvy.

W wieku 32 lat sytuacja zmieniła się radykalnie – ataki zaczęły się nasilać i nic już nie pomagało. Po 8 godzinach nieustannej arytmii mąż wezwał pogotowie. Wtedy okazało się, że mam zespół WPW z cechami preekscytacji.

Przeszłam trzy nieudane ablacje. Czwarta, w 2012 roku, odbyła się w Warszawie, w szpitalu MSWiA. Była to ablacja epikardialna, przeprowadzona przez dojście międzyżebrowe, w pełnym znieczuleniu. Trwała aż 7 godzin. Udało się – wszystkie dodatkowe drogi przewodzenia zostały usunięte. Byłam wtedy przeszczęśliwa, bo czułam, że to koniec mojej walki.

Niestety, po około miesiącu zaczęły powracać pojedyncze kołatania. Kontrola we Wrocławiu, trzy miesiące po zabiegu, wykazała, że w trakcie ablacji przeszłam zawał serca. Nikt mi o tym wcześniej nie powiedział. Wypisano mnie ze szpitala z fanfarami, bo nagranie z tego zabiegu miało być wysłane do USA. W zespole operacyjnym był m.in. prof. Suwalski oraz prof. Stec.

Od tamtej pory mierzę się z ekstrasystolią komorową – mam bigeminie i trigeminie. Początkowo kompletnie sobie z tym nie radziłam. Przytyłam, pojawiło się nadciśnienie, cukrzyca, a także nadczynność tarczycy z chorobą Gravesa-Basedowa i RZS. Do tego mam astmę oraz alergię wziewną.

Nie piszę tego, aby się skarżyć. Przeciwnie – od dwóch lat walczę o siebie, bo wcześniej byłam w głębokiej depresji. I wiesz co? Wygrywam! Każdego dnia.

Jestem żywym przykładem na to, że nasze myślenie i nastawienie mają ogromny wpływ na to, jak się czujemy. Zdrowy styl życia i pozytywne podejście pomagają – naprawdę w 80%!

Monika ♥️

Zwiń ▲

🤝 Dołącz do społeczności pacjentów

Z chorobą serca nie jesteś sam. Wybierz miejsce rozmowy i wsparcia, które najbardziej Ci odpowiada — grupa na Facebooku lub nasze forum pacjentów.

Grupa na Facebooku

Szybka rozmowa, wsparcie i aktualności w jednym miejscu.

  • 💬 Dyskusje na żywo z pacjentami i bliskimi
  • 📣 Bieżące informacje i ogłoszenia
  • 🤗 Przyjazna moderacja i bezpieczna przestrzeń
Dołącz do grupy na Facebooku

Forum pacjentów

24/7, uporządkowane wątki, łatwe wyszukiwanie treści.

  • 🧵 Tematyczne działy: objawy, leczenie, rehabilitacja
  • 🔎 Wyszukiwarka — szybko znajdziesz podobne historie
  • 🕒 Dostępne o każdej porze, także anonimowo
Przejdź na forum pacjentów

Nie wiesz, co wybrać? Jeśli lubisz szybkie, bieżące rozmowy — wybierz Facebooka. Jeśli wolisz uporządkowaną wiedzę i przeszukiwanie wątków — forum będzie idealne. Możesz korzystać z obu! 🙌

Scroll to top